czwartek, 29 grudnia 2016

Tym razem coś o prezentach

Choć już po świętach, to nadal czuć niepowtarzalny klimat minionych dni. Dlatego zdecydowałam się, że post na temat prezentów popełnię gdy największy szał już minie...

Końcówka roku zawsze jest intensywna dla wszystkich. Zakupy świąteczne generują niekończące się listy potrzebnych rzeczy. 
W sklepach tłumy między regałami i tłumy przy kasach - w każdym markecie bez wyjątku.
Jesteśmy bombardowani z każdej możliwej strony reklamami produktów "w super cenie", wszechobecne reklamy w telewizji, gazetki marketowe, sieć internetowa - dosłownie wszystko podpowiada nam najlepsze opcje na prezent. Najlepsze według nich - tak, żeby zarobić - ale czy drogi prezent zawsze jest dobry?
Jak dla mnie nie, bo przecież nie liczy się co dostanę - liczy się to,  że ktoś mnie obdarował. Miło jest dostać coś co się chce, o czym się marzy. Jednak nie zawsze tak jest, dlatego warto dostrzegać to, że ktoś nas obdarowuje (na to patrzą nasze dzieci i taki właśnie dajemy im wzorzec do naśladowania).

Dziś chcę się podzielić swoim spostrzeżeniami co do listy TOPowych prezentów naszej małej rodzinki :) Ciekawa jestem co o niej myślicie :)

Prezentem, który u nas zawsze się sprawdza jest KSIĄŻKA - najczęściej jest to tytuł fantasy, komiks ale może też być to jakiś fajny tytuł popularno-naukowy. Jest to prezent, który ma dla nas niezwykłą wartość, nie tylko tą materialną. Książki są naszą pasją. Książka to idealny prezent, który rozwija kreatywność, wyobraźnie, wspiera nasze słownictwo i rozwija nas kulturowo.

Kolejnym prezentem, w który warto zainwestować to GRA PLANSZOWA - rynek jest pełen tytułów i dla każdego coś się znajdzie. Dla maluchów, dla straszaków, dla młodzieży i dorosłych. Są gry, które wymagają logicznego myślenia, gry na refleks, gry wymagające kreatywności, liczenia. Gry, które ćwiczą spostrzegawczość. Ogromnym plusem gier planszowych jest to, że generalnie wymuszają na nas kontakt z drugim człowiekiem - dziś, kiedy kontakty przenoszą się do wirtualnego świata jest to dla mnie bardzo cenne.

Cudownym prezentem są "handmade'y" - prezent, w który włoży się swoją prace i czas jest wyrazem uznania i sympatii. Sama staram się robić takie prezenty innym.

Dobre są też upominki  praktyczne - wszystko co FAKTYCZNIE się przydadzą. 
W tych pożądanych "przydasiach" są między innymi ubrania. Ja lubię elementy wyposażenia kuchennego albo kosmetyki - w tym ostatnim trzeba zwrócić uwagę na to, jakich kosmetyków używa osoba, którą chcemy obdarować.



Dobrym prezentem dla dzieci są zabawki, które wymagają trochę wysiłku. Zabawki takie jak klocki, ciastoliny, piasek kinetyczny, puzzle, układanki, łamigówki, wszelkiego rodzaju warsztaty, sklepy, kuchenki - wszystko co będzie miało pozytywny wpływ na rozwój kreatywności, rozwój percepcji, koordynacji ruchowej. U nas na TOPie są puzzle i klocki.

Właśnie w tych klimatach utrzymały się tegoroczne upominki :) choć i tak największą atrakcją był sposób przekazania upominków...
Mieszko jak to dzieci otrzymał dużą zabawkę - warsztat, w którym są śrubki, gwoździe, płytki do skręcania i mnóstwo narzędzi. Teraz Mieszko może z Tatą budować i remontować. Kolejnym prezentem były książki - aż cztery! Dwie związane z kolorami oraz dwie związane z tym codziennością, która nas otacza. Ponadto dostał coś praktycznego - ubranka :) Ja się cieszę bo w śród prezentów znalazły się sweterki, które sama chciałam kupić! 
Moje prezenty również utrzymały się w myśl zasady "coś dla ciała, coś dla ducha" - oczywiście książki, dwie, liczące ponad 600 stron i praktycznie oraz zobowiązująco "służbowe" Śmieszkowe gadżety :)
Ja sama dla całej mojej rodzinki robiłam smaczne dżemy z banana i białej czekolady - pomysł podpatrzyłam od Aleksandry z Brzuchacze. Do tego dokupiłam dla każdego po zawieszce przedstawiającej aniołka :)
W grupie prezentów, które przygotowaliśmy w tym roku znalazły się również takie cuda jak: płyta muzyczna z kolędami, ręczniki z nadrukiem, gra planszowa oraz szaliki zimowe.



To były nasze drugie wspólne święta, ale pierwsze z Mieszkiem potrafiącym okazywać emocje. Wiele radości dało mi obserwowanie jego rozwoju i reakcji na prezenty i sytuacje związane ze świętowaniem. Bardzo chciałam, by po ciężkim listopadzie i grudniu, ten czas był pełen pozytywnych emocji. Cieszę się, że mogliśmy spędzić ten czas w rodzinnym gronie. A prezenty były trafione i były miłym dodatkiem do całości!

A jak minęły Wasze święta? 


poniedziałek, 5 grudnia 2016

Zamotani Miłością - Katarzyna

Moja przygoda z chustowaniem zaczęła się gdy synek skończył miesiąc i oboje postanowiliśmy porzucić całodniowe polegiwanie po ciężkim porodzie. Naszego tęczowego pasiaka zakupiliśmy już na samym początku ciąży, jako obowiązkowy element wyprawki. Chciałabym teraz napisać, że to była miłość od pierwszego motania, lecz nie będę ubarwiać historii. Syn  na próby motania reagował płaczem. Było to zapewne wynikiem mojej niepewności i nerwów, które i jemu się udzielały. Mając 7 tygodni i już trzecia z kolei chustę (gdyż mama, w przeciwieństwie do syna, przepadła w tym świecie całkowicie) wybraliśmy się na Nasze pierwsze spotkanie chustowe, gdzie poznaliśmy bratnie dusze. Mama pod okiem bardziej doświadczonych, szybko zaczęła wiązać chustę o wiele sprawniej, co zaowocowało ewentualnym  przyzwoleniem pierworodnego na tulanie. W Naszym przypadku, tej niezwykłej więzi, jaką daje kawałek 5 metrowego materiału potrzebowałam ja, nie dziecko. Przyznam szczerze, że  nienawidziłam noszenia niemowlaka na rękach - było mi niewygodnie, ciężko, nieporęcznie i psychicznie czułam się z tym faktem bardzo źle, gdyż wiedziałam, że swoje dziecko kocham ponad życie, a jednak noszenie go budziło we mnie złe emocje. Wszystko się zmieniło w chwili, gdy zostaliśmy połączeni chustą. Moje ręce zostały uwolnione, kręgosłup odciążony a miejsce nerwów zastąpiły łzy. Łzy wzruszenia. Pojawiła się fala miłości, czułości i tulenia. Głaskania po pleckach, kołysania, całowania w czółko. Były to dla mnie tak piękne i ważne w macierzyństwie chwile, że każdego dnia budząc się rano czekałam tylko na chwilę, w której znów się zachustujemy.



Minął cudowny rok, a ja idąc za głosem serca zdecydowałam się na kurs doradcy noszenia w chustach. Na zajęcia wchodziłam wymęczona porannymi mdłościami, natomiast wychodziłam pełna energii do działania. Pod sercem kiełkowała bowiem córeczka. Podczas konsultacji z rodzicami często zadawano mi pytanie o to, czy noszę "starszaka" w ciąży oraz co na ten temat uważam. Generalnie zawsze, jako doradca radzę, że jeśli mamy nosić dziecko na rękach, rozkładając  jego ciężar niesymetrycznie i wyginając się jak w zatłoczonym tramwaju, lepiej jest użyć dodatkowej pary rąk, jakimi jest chusta - oczywiście z umiarem. Syn, wcześniej przypominam mało chustowy nagle, przy rezygnacji z  piersi, do drzemki potrzebował właśnie ciasnego przywiązania do mamy. Takim sposobem całą ciążę chustowaliśmy się raz dziennie przez ok 1 minutę - zawsze zasypiał jeszcze przed zawiązaniem końcowego węzła. W lipcu bieżącego roku do naszej rodziny dołączyła maleńka 2,5kg osóbka - Maja. Do chusty trafiła w 4 dobie, zaraz po wyjściu ze szpitala i tak spędza od tamtego dnia większość czasu. Oczywiście mamy również czas na to, by rozwijać się, jak to potocznie zwą /na podłodze/, natomiast w przeciwieństwie do brata w tym okresie - to chusta jest narzędziem, które uspokaja, pozwala się wyciszyć, zdrzemnąć. Syn nie odmawiał piersi, córa nie odmawia chusty. Przyznam szczerze, że jest to ogromny kamień z serca. Po pierwsze, co oczywiste - mama jest wniebowzięta, a po drugie, uwierzcie mi - przy 2 dzieci z tak małą różnicą wieku funkcjonowanie bez chusty jest zwyczajnie niemożliwe. Naprawdę! Próbowałam  jeden dzień - katorga. Mieszkamy na 4 piętrze bez windy, mąż pracuje od świtu do zmierzchu, a z domu wychodzić trzeba  - o ile jakimś cudem przy tych 2 wciąż przewijających się tornadach da się odgruzować przejście do drzwi wyjściowych :)

-------------------------------------------
O mnie: Katarzyna Kuligowska, z wykształcenia pielęgniarka i ratownik medyczny. Na co dzień mama na pełnym etacie. Dzieci są moją miłością, a noszenie w chustach pasja, dlatego świetnie odnajduje się w roli doradcy chustowego po szkole noszenia ClauWi.

środa, 23 listopada 2016

Pierwsza chusta... czyli jak ją wybrać?

stosik chustowy
fot. Aleksandra Kramkowska
Gdy sama miałam kupić pierwszą chustę przeryłam internet wzdłuż i wszerz poszukując informacji o dobrych firmach, o rozmiarach, rodzajach chust, szukałam wszystkiego.
Ilość informacji nieco mnie odstraszyła ponieważ nagle zostałam zalana nazwami, który nie znałam, nie kojarzyłam i nie potrafiłam z niczym ich połączyć.
W gąszczu tych wszystkich informacji udało mi się znaleźć to co mnie interesowało. Znalazłam informację jaką chustę wybrać na początek, jaki rozmiar i gdzie ich szukać... ale zanim do tego doszłam to zaczynałam mnóstwo razy... a skończyłam tylko raz :) Teraz jest już dużo prościej!

niedziela, 13 listopada 2016

12 Mieszkowych miesięcy

Mieszkowy Tato:
Długo zastanawiałem się co napisać o pierwszym roku. Chociaż tak właściwie problem nie tkwił w tym „co napisać?” tylko „jak?”. Miniony rok był bardzo intensywny i pełen debiutów. Jak na pierwsze dziecko z resztą przystało J. Niby można wybrać jakieś przełomowe etapy, ale tak na prawdę każdy następny dzień był ważniejszy od poprzedniego. Nawet jeśli dopiero co został zdobyty „niezdobywalny” szczyt.

07.11.2015



1)      Pierwszy uśmiech i pierwsze łzy.

2)      Pierwszy weekend spędzony samodzielnie z dzieckiem i pierwsze wakacje spędzane we troje.
      3)      Pierwsze pełznięcie, raczkowanie, krok i pierwszy upadek.
      4)      Pierwsze zabawy i pierwsza choroba.
      5)      Codzienne odkrywanie świata na nowo i codzienna rutyna.
Można jeszcze sporo wymienić a i tak znalazłoby się mnóstwo pominiętych zdarzeń, sprzeczności, szczęścia i kiepsko przespanych nocy. Jedno jest pewne. Czas zleciał błyskawicznie. Dopiero co jechaliśmy z Karoliną na porodówkę, a tu już roczek za pasem.
Z jednej strony szkoda, że tak wszystko pędzi jak szalone. Trochę tęskno na spaniem w trójkę. Obecnie jest to niemożliwe z przyczyn logistycznych (70cm Mieszko zajmuje 2/3, a nie jak wskazuje logika 1/3,  2-metrowego łóżka J ).
Z drugiej strony nie mogę się doczekać, aż Mieszko nieco podrośnie i będzie można zarazić go własnymi pasjami J.

Jedno jest pewne, polecam aktywne ojcostwo! Nic nie jest w stanie zastąpić tych wszystkich doświadczeń związanych z wychowywaniem dziecka i obserwowania jak od pierwszych dni zmaga się ze światem! 

poniedziałek, 7 listopada 2016

Zamotani Miłością - Aleksandra & Tadeusz

Zapraszam Was do poznania wyjątkowej Mamy, z którą jak się okazało jakiś czas temu mamy wspólne tematy. Aleksandra jest Mamą cudownego 2-letniego Tadeusza, dobrego kumpla i uroczego urwisa :) Poznajcie ich własną chustową historie...

                                                 


O istnieniu chust wiedziałam, jeszcze zanim byłam w ciąży. Dużo, dużo wcześniej… Chustonoszenie zawsze mnie fascynowało, tak po prostu, bo idea rodzicielstwa bliskości wtedy jeszcze nie była mi znajoma. Fascynowało mnie bardziej dlatego, że momentalnie kojarzyło mi się z zadowolonym dzieckiem, wolnymi rękoma rodzica a jeszcze te chusty takie przepiękne, kolorowe!
            
Naszą pierwszą chustę – niebiesko-seledynowego pasiaka z natibaby, dostaliśmy od mojego rodzeństwa w prezencie na Boże Narodzenie, Tadeusz miał wówczas skończone 4 miesiące. Bardzo dobrze, że dostaliśmy go, bo sama chyba nie dałabym rady zdecydować się i wybrać chusty idealnej dla nas, pomijam już kwestię koloru, ale nie spodziewałam się wtedy, że chusty mają chociażby rozmiary. I jeszcze firm chustowych jest więcej, niż byłam sobie w stanie wyobrazić, a każda chustomama poleca co innego – coś co u nich się sprawdziło. Nasza chusta okazała się doskonała, tylko motanie nadal było czarną magią. Jedno wiązanie okazywało się być trudniejsze od poprzedniego, a że za oknem zima, śnieg i mróz to odpuściłam i na spacery wyruszaliśmy w wózku. A w domu Tadeusz był dzieckiem idealnym, przy którym bez żadnych problemów można było posprzątać, ugotować obiad, zrobić dosłownie wszystko bez noszenia na rękach, więc chusta nadal leżała w kącie i czekała na lepsze czasy, które nastały dopiero krótko przed pierwszymi urodzinami Tadeusza.

poniedziałek, 17 października 2016

"ZŁA MATKA"

Jestem "Złą Matką". Nie dlatego, że nie chcę być dobra, tylko dlatego, że JESTEM CZŁOWIEKIEM i czasami zwyczajnie NIE MAM SIŁ.

Przygotowując się do roli Mamy każda kobieta wyobraża sobie te cudowne chwile, sukcesy wychowawcze. Wizja jest pełna idealnych warunków dla rozwoju dziecka i (uwaga!) przy tym wszystkim kobieta nadal pozostaje idealną żoną i gospodynią domową!
W tej idealnej wizji jest miejsce na wszystko co dobre, zdrowe, rozwojowe, no cud, miód i orzeszki...
Natomiast plan macierzyństwa nie przewiduje: fochów, awantur, bajek w telewizorze, telefonu w użyciu, krzyków, kar, krzyczenia, łez, wkurzania się, uczucia bezsilności, ulegania zachciankom, marudzenia, ząbkowania, braku czasu na swoje potrzeby, towarzystwa w toalecie, niemożności umycia włosów w normalny sposób. Plan nie przewiduje RZECZYWISTOŚCI.

bo nie zawsze człowiek musi się szczerzyć... 
A są dni kiedy ta RZECZYWISTOŚĆ przytłacza Mamę całkowicie. I mimo tego, że twardo trzymała się założonych wytycznych, to są dni, kiedy te wytyczne ma GDZIEŚ. Są dni kiedy Mama przechodzi na ciemną stronę mocy i najchętniej oddałaby za dopłatą Małego Smrodka pierwszej chętnej osobie!
Są dni, kiedy idąc ulicą z koleżanką mówisz, że masz już dość i najchętniej to byś zostawiła dziecia w domu i poszła w długą. Są dni, kiedy na środku ulicy nie wytrzymasz i wykrzyczysz dziecku (i przy okazji całej okolicy), że masz już dość i ma być cicho. Są dni, kiedy razem z dzieckiem płaczesz z bezsilności, bo to kolejna nieprzespana noc, bo to już 5 dzień z rzędu on jęczy, a ten cholerny ząb nie chce wyjść. Są dni, kiedy zwyczajnie i po prostu MASZ DOSYĆ.

środa, 5 października 2016

Rodzicielstwo Bliskości - czyli o idei miłości w rodzinie

Przygotowywałam się do tego posta od dłuższego czasu... czytałam, pisałam notatki, zapisywałam strony, dyskutowałam z koleżankami. Pisałam i usuwałam to co wypociłam.
Mogłabym tu napisać wszystko o faktach i mitach, o tym czego można w sieci znaleźć na pęczki...
Po co? Dlatego porzuciłam pomysł (nie pierwszy raz...) mądrego i fachowego posta...
Chcę napisać czym jest RB dla mnie, dla zwykłej mamy i dla zwykłego taty, dla rodziców Małego RzeziMieszka ;)
Niestety coś mądrego trzeba przemycić...
Dziś się tyle mówi o systemach i metodach wychowania, co lepszy pedagog wymyśla swoją autorską... ALE RODZICIELSTWO BLISKOŚCI NIE JEST METODĄ WYCHOWANIA!
To jest bardziej idea, którą żyje rodzina, i która jest stałym elementem procesu wychowania. 

Kiedy spojrzymy na rodzicielstwo bliskości jak na ideę, filozofię życia to nagle spanie w łóżku, przytulaski, noszenie, to wszystko nagle nie staje się czymś koniecznym, wymaganym: "bo tak trzeba". Nie doszukujemy się w tym celów i efektów wychowawczych. Jest to naszą potrzebą serca, to emocje, które wyrażamy. Tworzymy dzięki temu więź.


poniedziałek, 3 października 2016

Zamotani Miłością - Zuzia i Franio

Witajcie!
Choć długo milczałam dziś chcę Wam przedstawić Zuzie i Frania, którzy Swoją historią rozpoczynają cykl na blogu Zamotani Miłością - w którym rodzice będą dzielić się swoją pasją chustowania i historią jak to się zaczęło...
Zapraszamy...

                                           

             O chustach po raz pierwszy dowiedziałam się po poznaniu Karoliny – akurat wybrała się na kurs ClauWi. Moja wrodzona ciekawość nie pozwoliła mi na pozostawienie tego intrygującego określenia nie rozszyfrowanego :D Zaczęłam sobie googlować o co chodzi - o co chodzi z tymi chustami i tak w ten sposób od nitki do kłębka – zalajkowałam kilka stron o chustonoszeniu, firm, które chusty tworzą itp. Idea rodzicielstwa bliskości nie była mi niczym obcym – powiedziałabym, że dopiero wtedy do mnie dotarło, że niektórzy ludzie tego nie stosują co było dla mnie niemałym szokiem. Wtedy dopiero przygotowywałam się do roli mamy i dopiero w tematykę rodzicielstwa zaczynałam się zagłębiać tak bardziej aktywnie i praktycznie – temat chustonoszenia zatem wypłynął naturalnie. Poza tym u mnie tak już jest – pojawiają się takie ‘ziarenka’, które później zlepiają się w całość. Poznanie Karoliny, oglądanie mnóstwa zdjęć różnych różniastych chust i chęć bycia mamą, która ‘jest blisko’. Jeszcze przed narodzinami Frania -  w maju zakupiłam chustę od Little Frog. Dostałam cynk, że będą mieli promocje – dla mnie to był taki impuls (jestem w tej kwestii 100% kobitką: słowo PROMOCJA, WYPRZEDAŻ działa na mnie jak lep na muszki i nagle zaczynam kombinować jakby tutaj skorzystać :D). W sumie byłam już wtedy przekonana, że chustę zakupię, więc to nie był dla mnie wielki dylemat :D Także od maja w domku czekał już na Frania piękny zielony, tkany pasiaczek – Beryl od LF :D

I tak dotarliśmy do lipca – Franulek się urodził – ja już nóżkami przebierałam, więc jak ogarnęłam się w tej nowej rzeczywistości umówiłam się z Karoliną na konsultacje. Hahh! Byłam mega pozytywnie nastawiona! Ale powiem szczerze – nie sądziłam, że będzie to takie wymagające :D (na filmikach, to łatwiej wyglądało :P) poza tym mój pięciotygodniowy synek miał wtedy inne plany i dawał o tym jasno do zrozumienia swoim płaczem. Aczkolwiek dał się zamotać w kangurka – może nieidealnego, ale jednak – pierwsze koty za płoty! Franek usnął, więc chyba mu pasowało :) Jako, że z Karoliną w Pile dzieli nas tylko Biedronka (mogę do niej prawie w kapciach iść), to umówiłyśmy się jeszcze raz – tym razem stawiliśmy się w komplecie rodzinnym tj. ja, Franek i Mateusz - mąż mój dzielny. Plan był, że może i on się czegoś nauczy, ale pozostała mu rola obserwatora w czasie gdy ja ćwiczyłam. Poznałam wtedy kieszonkę i przyznam, że bardziej przypadła mi do gustu. Tak czy siak motanie mi się spodobało mimo, że jest dla mnie wyzwaniem (na dzień dobry wiedziałam, że muszę poćwiczyć dociąganie :D ). Ale! Nie poddajemy się.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Wakacje - mission complete!

Czas na podsumowanie pierwszych rodzinnych wakacji!

Karpacz - to był temat przewodni tego roku, który praktykowaliśmy na początku Sierpnia. Dla nas był to wyczekany urlop w górach, które pokochaliśmy, dla innych był to wyjazd, który ciężko było sobie wyobrazić jeżeli chodzi o Mieszka. A Mieszko poradził sobie fantastycznie! Zdobył
Śnieżkę, zdobyła Zamek Chojnik i odwiedził Park Miniatur, w którym świetnie się wyspał. Ponadto widział super wystawę klocków lego i hutę szkła od wewnątrz, a w między czasie poszukiwał w okolicy wodospadów i relaksował się w parku wodnym! A większość tych wszystkich rzeczy robił na plecach SuperTaty!
Także na przekór wszystkim niedowiarkom - wyjazd w góry z dzieckiem jest fantastyczną sprawą choć wiadomo chusta lub nosidło są świetną pomocą podczas wędrówek.

Najtrudniejszym elementem wyjazdu oprócz pakowania i rozpakowywania jest droga... Byliśmy uzbrojeni w zapas chrupek, picia, ciastek, zabawek, butelek i! uwaga! zabraliśmy ze sobą NOTEBOOKa aby móc w razie co włączyć Mieszkowi film animowany. Suma summarum bardziej Mieszka interesowała klawiatura niż Gumisie... Notebooka włączyliśmy raz w drodze powrotnej.

piątek, 29 lipca 2016

Alpaki i inne zwierzaki czyli pierwsza poważna letnia przygoda

Było ostatnio o pakowaniu więc tym razem o odpoczywaniu :)


W pierwszej połowie lipca zaliczyłam z Mieszkiem pierwszy wspólny wakacyjny 3-dniowy wyjazd.

Przygotowywaliśmy się do niego cały weekend by w poniedziałek wsiąść do auto i pojechać w kierunku Margonina... do Klotyldzina, w magiczne miejsce zwane Alpakoland.

AlpakolandJak sama nazwa wskazuje to miejsce to świat Alpak. I rzeczywiście gdy skręciliśmy do Klotyldzina przed Margoninem to po paru metrach okazało nam się ... pole alpak. Były białe, czarne, brązowe, jedne miały charakterystyczne grzywki, inne były nieco bardziej przygolone. Obserwowały otoczenie i miało się wrażenie, że tylko czekają, żeby ktoś je odwiedził. Jest to hodowla alpak, która daje możliwość kupienia zwierzaka dla siebie :) ma ktoś ochotę?? Właściciele pokochali alpaki i niedawno zdecydowali się na otwarcie swojej hodowli dla wycieczek przedszkolnych i szkolnych. Jest to miejsce przyjazne dzieciom :)
Miejsce bardzo zachęcające i przyjemne, mnóstwo świeżego powietrza i zwierząt. Oprócz pierwszoplanowych alpak można tam spotkać osiołka, dwa konie i kilka owiec, które skutecznie zaznaczają swoją obecność.
Sam Klotyldzin od Piły leży około 40 km więc stosunkowo niedaleko i jak najbardziej zachęcam chociażby na całodniowe odwiedziny przesympatycznych alpak. :)


Marta i Alpaki <3

Mieszkaliśmy w domku po drugiej stronie ulicy, wybraliśmy się tam większą grupą - 4 mamy i 8 dzieci :) w różnym wieku - mimo to wszyscy cieszyli się obecnością zwierząt za oknem.

W bliskim sąsiedztwie jest jezioro więc pierwszego dnia nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tam nie zaszli i nie skorzystali z kąpieli - oczywiście Mieszko również to zrobił i bardzo dobrze się bawił.
Obowiązkowo również odwiedziliśmy główne bohaterki naszej wyprawy czyli alpaki :) w kolejnych dniach spacery na drugą stronę ulicy odbywały się dosyć często :)
Przy domku mieliśmy możliwość korzystanie z ogromnego ogródka, na którym była trampolina, piaskownica, zjeżdżalnia, hamaki i przede wszystkim mnóstwo miejsca do biegania. Zapomniałabym - były jeszcze kurki :) od których można było podkraść świeżutkie jajko a i atrakcją dla dzieci też były niemałą :)
Wieczorami gdy dzieci szły spać mamy miały czas  posiedzieć na dużym tarasie i korzystać z chwil ciszy :) Niestety przy okazji trafiło się parę kropel deszczu i burzowych grzmotów ale w "kupie raźniej" :) więc jakoś daliśmy radę :)

Jeśli chodzi o same alpaki to okazało się, że to naprawdę fajne zwierzaki :) nie plują jakby się mogło wydawać, są przyjazne i podobno są łasuchami jeśli chodzi o marchewki. Posiadając tą wiedzę zakupiliśmy marchewki i uzbrojeni
w alpakowe smakołyki ruszyliśmy w pole... niestety chyba biedronkowa marchewka nie podeszła alpakowym koneserem karotenu więc jadły bez przekonania - za to konie nie gardziły :D Właścicielka zdradziła nam, że być może od przyszłego sezonu będzie możliwość pojeżdżenia na alpace... oczywiście dla dzieci głównie - a szkoda, chętnie bym spróbowała!

Bardzo gorąco polecam wybrać się w odwiedziny do alpak tylko pamiętajcie, żeby wziąć ze sobą smaczną marchewkę i coś przeciw muchom i komarom, których jest tam mnóstwo - był to jedyny minus całej wyprawy - choć przynajmniej dzieciaki miały ubaw z polowań z packą na muchy...


Pozdrawiam was serdecznie i cóż czas się pakować na kolejną wyprawę! :)


czas na wielką przygodę!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Wyjazd?! Melisę poproszę!

Mówi się, że podróże uczą, ja śmiem twierdzić, że przy dziecku podróż może i uczy, ale preludium wycieczki hartuje psychikę! 

Okres letni niechybnie wiąże się z wyprawami mniejszymi lub większymi. Zawsze wymagają one jakiś przygotowań. Gdy już miejsce i noclegi załatwione, plan jako tako ogarnięty i zrobiony przychodzi czas na najgorsze... pakowanie... Dla mnie to niemałe wyzwanie!

W moim przypadku zawsze była to krótka lista kosmetyków/leków i walizka ciuchów regularnie selekcjonowanych do ostatniego dnia przed wyjazdem. Ostatecznie mieściłam się w walizce i starczało mi to na cały wyjazd. Arek gdyby mógł zapakowałby się w plecak... niezależnie od ilości dni - zazdroszczę mu! :)
NIESTETY, CZASY SIĘ ZMIENIŁY! Jest Mieszko!
Każdy wyjazd nawet na 2-3 godziny wymaga spakowania torby, zabrania kilku koszulek, dodatkowej pary spodni, nie wspomnę o mleku, chrupkach, kaszce i jakimś owocu - no bo przecież może zgłodnieć... Kocyk musi być bo na trawkę może usiądzie, wózek musi być jakby jednak na trawce nie chciał... A i chusta obowiązkowo jakby trawka i wózek były be! Generalnie tir by się przydał, ale tira nie ma, za to jak każda matka szlifuję swą umiejętność gry w tetris live :P

czwartek, 14 lipca 2016

Chustowe Macanki #1

Dobre klimaty sprzyjają nowym relacjom :)
Dziś miało miejsce bardzo ważne i piękne wydarzenie - Pierwsze Pilskie Chustowe Macanki! Długo zbierałam się do organizacji spotkania, a jeszcze dłużej do założenia grupy, a jednak to zrobiłam!
Mimo deszczu i dosyć niskiej temperatury jak na letnie standardy nie odwołałam spotkania, choć było nieco kameralnie to uważam, że spotkanie wyszło. Może właśnie ta kameralność była dobra. Pogoda pokrzyżowała niektórym dotarcie do nas, ale po dzisiejszym spotkaniu mam niedosyt i z pewnością będzie ich więcej!

środa, 29 czerwca 2016

Wakacje wcale nie są nudne! Czyli pobawmy się na dworze!

Nadeszły wakacje, o których już chyba wszyscy marzyli. Dzieci chciały wolnego od szkoły, prac domowych, sprawdzianów, kartkówek, uczenia się... Rodzice od porannego wstawania i szykowania wszystkiego do szkoły, od pilnowania czy lekcje odrobione, czy dziecko nauczone, wolne od użerania się z nauczycielami... Nauczyciele choć jeszcze mają mnóstwo papierkowej roboty to i tak też już żyją wolnym, już nie muszą sprawdzać prac domowych, przygotowywać sprawdzianów, lekcji (została tylko ta papierkowa robota...)... Jednym słowem wszyscy się cieszą i korzystają z okazji do lenistwa!
Wiadomo, że poleżeć i nic nie robić można ALE nie przez całe dwa miesiące. Wobec tego wysyłamy nasze dzieci na podwórko, żeby pobawiły się z innymi dziećmi. I tu zaczynają się schody bo albo nasza pociecha zdążyła już odpalić grę na komputerze i teraz akurat nie może wyjść, albo za 15 minut wróci do domu i zapyta czy koledzy mogą przyjść lub czy on/ona może iść do nich. Na pytanie co będą robić w domu odpowiedzią często jest youtube, facebook, granie - generalnie komputerowe i internetowe zajęcia... Tak być nie może dlatego zebrałam ze swoich wspomnień trochę zabaw podwórkowych - mam nadzieję, że ułatwią Wam życie i dadzą Wam argument na dzięcięce: "nie mamy co robić na dworze..." :)

Sznur
Kto nie skakał "w sznura"?? Chyba wszyscy z mojego rocznika, w szkole na przerwie, w domu na podwórku, na wyjeździe - wszędzie. Można bić rekordy, można skakać kto więcej skoczy, można jechać po prostu skakanie od 0 do jak najwyższej ilości, można zagrać w OCZKO czyli skaczemy od 0 do 21 pokolei, najpierw z prawej strony, później z lewej, później można od 21 w dół jechać. Jest ruch, jest zabawa i potrzebne minimum dwie osoby i słupek :) a jeśli chodzi o górny limit uczestników to go nie ma :)

Guma do skakania
Podobnie jak ze sznurem była wszędzie. Można skakać na wysokość, można również skakać wykonując różne wariacje i plącząc gumę w odpowiedni sposób. Można skakać żabką, rowerkiem, nożycami, z obrotem, z klaśnięciem... Jest mnóstwo opcji :)

Klasy
Tu potrzebujemy kredę. Rysujemy "ludka" używając figur geometrycznych (kwadraty, prostokąty i koło). Potrzebny będzie jeszcze jakiś kamy. Każdy uczestnik ma za zadanie wyskakać całego ludka zgodnie z numeracją zaczynając od 1, a później od najwyższego numeru w dół. Tam gdzie są dzielone figury musi skoczyć obiema nogami a tam gdzie jedna figura skacze na jednej nodze :) Jeśli chcemy możemy rozbudować nasze klasy :)

Państwa Miasta
Tu również potrzebujemy kredę oraz piłkę. Ilość uczestników to minimum 3 osoby, górnego limitu brak. Jednak najbardziej optymalna liczba osób to 4-6 :) Na podłożu rysujemy koło, kwadrat lub prostokąt z oznaczonym środkiem w postaci małego kółeczka. Teraz dzielimy całość na mniej więcej równe części, tak aby każdy uczestnik miał swoją. Każda osoba wybiera sobie nazwę państwa i podpisuje swoją część - jest to terytorium uczestnika. Osoba która zaczyna grę staje na wyznaczonym środku z piłka i wypowiada kwestię "Wybieram na przeciwko piwko..." i wypowiada nazwę państwa które wybiera np. Polska. Gdy wypowie państwo jednocześnie wyrzuca piłkę jak najdalej za siebie i ucieka w przeciwnym kierunku z resztą uczestników. Wywołane państwo Polska - czyli osoba musi złapać piłkę, gdy to zrobi staje w miejscu i głośno krzyczy STOP. Gdy tak się stanie wszyscy uciekający muszą się zatrzymać. Wywołana osoba ze swojego miejsca (w którym złapała piłkę) wybiera inne państwo np. Francję. Gdy już to zrobi to musi określić ilość kroków (słoniowych, tiptop-ów lub zwykłych) dzieli ją od wybranego przeciwnika. Gdy to zrobi może wykonać wypowiedzianą ilość ruchów np. 15 zwykłych kroków. Jak już przejdzie te 15 kroków to wybrana osoba czyli Francja robi obręcz ze swoich rąk tak by Polska mogła trafić tam piłką. Jeśli Polska trafi do "kosza" ma prawo przejąć fragment terytorium Francji, jeśli nie trafi to Francja ma prawo przejąć fragment terytorium Polski.
Przejmowanie terytorium polega na stanięciu w oznaczonym środku i wykonaniu z tego miejsca kroku na teren, który chcemy zająć - gdy wykonamy krok obrysowujemy kredą teren wokół siebie nie odrywając stop od miejsca (nie można zrobić kroku aby powiększyć zabierany teren).
Następna kolejkę gry rozpoczyna państwo, któremu zabrano fragment terytorium:)

Podchody
Potrzebne jest kilka kartek papieru, długopis i kreda :) Dzieci dzielimy na dwie drużyny - uciekającą/chowającą się i szukającą (później będzie zamiana ról). Każda drużyna wymyśla sobie zadania i zapisuje je na kartkach. Gdy zadania będą spisane wybieramy role. Drużyna uciekająca ma określoną ilość czasu na ucieczkę (np 10 minut) jednak muszą zostawiać za sobą ślady w postaci strzałek oraz zadań, które szukający muszą wykonać. Zadania zostawiają co jakiś czas na swojej trasie ucieczki. Gdy pozbędą się wszystkich zadań muszą się schować. Drużyna szukająca po upływie 10 minut rusza w pościg kierując się pozostawionymi wskazówkami. Muszą zebrać i wykonać pozostawione zadania. Gdy to zrobią pozostaje jeszcze odnalezienie uciekających, którzy rozliczą wykonanie zadań. Niewykonanie zadania może skutkować jakąś karą np. 10 przysiadów dla każdego członka grupy :) Gdy zadania zostaną wykonane i rozliczone drużyny zamieniają się rolami i zabawa zaczyna się od początku :)

Gra w palanta
Znów przyda się kreda, szeroki kij do odbijania piłki, piłka palantowa. Kolejna gra drużynowa. Rysujemy duży prostokąt. Na rogach oraz mniej więcej w połowie długości boków rysujemy koła, które będą bazami. Przy górnej linii przed bazą rysujemy bazę zerową. Około 1,5 m od górnej linii rysujemy kolejną linie, która będzie oznaczać spaloną piłkę. Dzielimy dzieci na drużyny, jedna drużyna stoi w boisku a druga za górną linią. W grze chodzi o to, aby zebrać określoną liczbę punktów. Punkty zbiera się gdy członkowie drużyny przebiegną przez wszystkie bazy - 1 członek drużyny = 1 punkt. 
Aby członek drużyny mógł przebiec do bazy należy odbić piłkę kijem w pole. Piłka musi przekroczyć linie spalonej piłki aby uczestnik mógł biec. I tak np. Jasiu odbija piłkę i biegnie
kiedyś za kij do odbijania robiła zwykła deska... 
teraz dostaniemy wszystko w sklepie :D
najpierw do pierwszej bazy i każdej kolejnej tak długo, aż piłka nie zostanie złapana przez przeciwnika i odrzucona na górna linie. Przeciwnik np. Staś może również złapać piłkę i rzucić nią w Jasia, jeśli zostanie on trafiony zostaje "skutym" i drużyny wymieniają się miejscami. Drużyna Jasia teraz będzie łapać piłkę, a Stasia odbijać. Drużyny mogą się zamienić miejscami jeszcze gdy np piłka zostanie złapana np 2 x dwoma rękami w tzw koszyczek (piłka nie może się wcześniej odbić od ziemi) lub piłka zostanie złapana 1 x w lewą rękę lub 1 x w prawą rękę. Drużyny grają tak długo, aż któraś nie wygra meczu czyli nie uzbiera wymaganej ilości punktów, ustalonych na początku. Każdy uczestnik, któremu nie uda się odbić piłki idzie do bazy zerowe i czeka, aż kolega z drużyny odbije poprawnie i wtedy może już biec z bazy do bazy. Baza chroni przed zbiciem piłką dlatego można się w niej zatrzymać i schronić gdy przeciwnik złapie już piłkę. Można również określić, że każdy uczestnik ma 3 próby odbicia - jeśli odbije za pierwszym razem to biegnie od razu, a jeśli nie to ma kolejną próbę. Po trzech nieudanych próbach wędruje do bazy zerowej.

Zabawa w Jaśka
Zabawa, do której potrzebna nam piłka - jedna osoba gra rolę Jaśka a pozostałe tworzą wokół niej koło i rzucają między sobą piłkę (ważne żeby rzucać piłkę do osoby naprzeciwko a nie obok!). Jasiek ma za zadanie złapać piłkę a osoby rzucające piłkę przekazać ja 15 razy tak, aby nie dotknęła ona ziemi - gdy dotknie liczą od nowa. Jeśli piłka zostanie złapana przez Jaśka to na jego miejsce wchodzi ta osoba, która ostatnia dotknęła piłkę - następuje odliczanie od nowa. Gdy piłka zostanie przekazana 15 razy Jaś dostaje zadanie, które musi wypełnić. Po jego wypełnieniu można grać od nowa.


Po za tymi zabawami oczywiście są jeszcze takie standardy jak berek czy też gra w chowanego i wiele wiele innych ale o tym następnym razem ...:) Póki co te starczą na jakiś czas ;)

niedziela, 12 czerwca 2016

Co daje muzyka?

Muzyka jest ważnym elementem naszego rodzinnego życia. Ja sama związałam swoje życie z muzyką i mam nadzieję, że ta więź będzie trwać do samego końca. Arek również jest wrażliwy na dźwięki i ceni dobrą muzykę (oczywiście dobrą w ujęciu subiektywnym ;)).

Dla mnie jako  mamy bardzo ważnym było, aby Mieszko od pierwszych chwil obcował z muzyką - dlatego już w ciąży starałam się słuchać najróżniejszej muzyki oraz sama w jakiś sposób starałam się kreować przestrzeń muzyczną wokół siebie. Ciąża to był pierwszy moment kiedy Mieszko reagował na dźwięki! Zależnie od rodzaju muzyki, wysokości dźwięków i ogólnego brzemienia dawał znać o sobie za każdym razem.

wtorek, 7 czerwca 2016

7 miesięcy Mieszka

3 czerwca Mieszko skończył 7 miesięcy - 7 niezwykle pięknych, wzruszających, nerwowych i intensywnych miesięcy.
7 miesięcy temu...
Za nami, rodzicami, 7 miesięcy rodzicielstwa, które wymagało poświęceń, czasami nie pozwalało spać i doprowadzało do łez z bezradności, ALE przenigdy nie chciałabym cofnąć czasu i zmienić czegokolwiek.
Były chwile porażek - np. włączyłam Mieszkowi telewizor - zawsze jak leci Cliford to się śmieje. Nie chcę go uczyć od małego telewizora, telefonu czy komputera ALE prawda jest taka, że są one w naszym życiu i Mieszko też z nimi obcuje. Wobec tego ograniczamy ile się da :)
Inną porażką, która bardziej uwiera zwyczajnie moją dumę są słoiczki i butelka ALE znowu ważne, że Mieszko je, gotowałam i karmiłam piersią do czasu, aż Mieszko zakomunikował swoje odmienne zdanie na ten temat - uszanowałam je - kupuje słoiczki a pierś służy do zaspokojenia pragnienia a nie posiłków.
Noszę Mieszka - w chuście, na rękach, na barana... nosze go rano, wieczorem, czasem usypiam na rękach. I kocham te chwile bycia tak blisko!

czwartek, 26 maja 2016

Dzień Mamy

najlepszy prezent

Dziś szczególny dzień dla kobiet, Dzień Matki... Powiem Wam, że czekałam na ten dzień od dawna, wyczekany, pierwszy. Oczywiście wyobrażeń miałam mnóstwo, które były chyba zbyt idylliczne ;) Mimo wszystko to był super dzień
z moim Mieszkiem, Arkiem i z Moją Mamą i resztą rodzinki :)
Dla mnie macierzyństwo to dar - niezwykły, wymagający, nietuzinkowy, niepowtarzalny. Każdy dzień mimo ustalonego schematu jest inny, pełen nowych rzeczy, umiejętności. Jest to cudowne doświadczenie, którym chcę się dzielić gdyż daje mi on mnóstwo radości (ale o tym już niedługo...).

Macierzyństwo jest niezwykłym doświadczeniem, pewnym wyzwaniem i sprawdzeniem możliwości :) określiłabym je sportem wyczynowym ;) bo przecież mama udźwignie wszystko, zwyczajnie musi, dla swoich dzieci zrobi wszystko... Kto wie ile mam pobiło rekordy świata w biegach na 100 m gdy zobaczyły własne dziecko w niebezpieczeństwie, ile kobiet okazało się mistrzami sztuk walki lub zdobyło wiedzę, które specjaliści mają mniej.
MAMA JEST JAK SUPERBOHATER :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Wierszyki - Masażyki

Jak obiecałam jakiś czas temu dziś przedstawiam Wam wierszyki, które mogą pomóc przy masażach naszych małych Szkrabów :))


Tym razem wybrałam te, które sama wykorzystywałam i które znam - jednak wszędzie można znaleźć ich mnóstwo :) Znajdą się tu także moje autorskie wierszyki, które układam z myślą o moim Mieszku :) Co jakiś czas postaram się wrzucać kolejne wierszyki zasłyszane/odkopane z pamięci lub te napisane przeze mnie. :)

Pamiętajmy, że masażyki są formą zabawy, która ma pomóc w relaksacji. Aby przynosiły one pozytywne efekty i się podobały muszą być one dobrowolne. Nie należy ich wykonywać gdy dzieci są za bardzo pobudzone zwłaszcza przez negatywne bodźce.

czwartek, 31 marca 2016

Kiedy Dzieć ma inny plan...

Czasami przydałyby się nam dodatkowe ręce lub takie macki jak miał dr Octopus ze Spiderman'a ;)

naprawdę pokładałam
nadzieję w hamaku... ;)
Czasami jest tak, że nic nie działa. Nie działa chusta, nie działają ręce, nie działa hamak, nie działa leżaczek, nie działa karmienie, nie działa picie, nie działa żel na ząbkowanie, nie działają kropelki na brzuszek... NIC NIE DZIAŁA i całą naszą organizację dnia szlak trafia :) A miałam pisać o czymś innym...
Otóż my mamy dzisiaj taki własnie dzień... Mieszko stwierdził, że ma całkowicie inne plany niż mama i od pobudki po godzinie 12 głośno i wyraźnie wyraża brak zgody na moje plany.
I co teraz? Przecież obiad powinien dostać o 13, deserek o 15 i spać, a później mleko i do wieczora zabawy. Może na spacer jeszcze pójdziemy... No i obiad do zrobienia... No cóż, trzeba zmienić rytm dnia, plany i zamierzenia. ZMIENIAMY WSZYSTKO :)
Moje próby rozwiązania kryzysu:
1. CHUSTA - na plecach wyszedł właściwie worek na ziemniaki, mnóstwo luzów - aż wstyd pokazać, po 5 minutach było po spokoju... na przodzie nawet nie dałam rady ułożyć chusty bo Mieszko ją zjadł!
2. RĘCE - absolutnie zbyt nudne, niewygodne chociaż dobrze jest possać mamy szyję i wyrwać trochę włosów...
3. WÓZEK - oszalałaś?! przecież nie mam miejsca na kulanie i tarzanie... (akurat w tylko w wózku tego próbował)4. ŁÓŻKO - No trochę fajnie tylko musisz do mnie ciągle mówić albo nie jednak nie chcę leżeć...
5. HAMAK Z CHUSTY - No i to jest pomysł! Nie leżę, buja mnie, trochę ciasno, ale bujanie mi się podoba :) - działało dopóki chusta nie zluzowała się i znowu nie leżał w łóżeczku...

wtorek, 29 marca 2016

Mama nie choruje

Wydawałoby się, że każdy może mieć chwile słabości :) Każdy może ulec zarazkom...
No właśnie czy każdy? Dziś doszłam do takich oto wniosków:

Mama nie choruje - po prostu musi wymienić baterie lub zmienić ładowarkę, żeby mogła przetwarzać miłość, którą ma w sobie...
Mama nie ma gorączki - po prostu nie radzi sobie z energią miłości, którą ma w sobie...
Mama nie ma kataru - to nos się poci w związku z ciepłem miłości, którą ma w sobie...
Mama nie ma kaszlu - to serce tak mocno bije z miłości, którą ma w sobie...
Mama nie opada z sił - to po prostu ta miłość, którą ma w sobie rośnie i jest coraz silniejsza...
Kocham być mamą i kocham moją miłość, którą mam w sobie i ciągle rośnie! :)

piątek, 25 marca 2016

Chusta męska rzecz!

Uwielbiam momenty kiedy mężczyzna mówi, że coś jest nie dla niego lub nie dowierza, że coś działa :) a jednak czasami się myli :)

Mieszko z Tatą
Muszę się podzielić wielką radością dla mnie :) zamotałam dziś Mieszka u taty i u wujka - nie myślałam, że dojdzie do takiego momentu. Mężczyźni często unikają chust, tym bardziej motanie sprawiło mi mnóstwo radości, a widok Mieszka w chuście nie u taty bardzo mnie ucieszył :)
Mimo ewidentnych luzów to są dwa wielkie sukcesy!

Chusta jest dla każdego, kto chce być blisko ze swoim Maluchem. Jest dla takich osób, które potrzebują pomocy w ogarnięciu się z Dzieciem, które płacze i ciągle potrzebuje być na rękach. Jest dla tych, którzy nie mają siły nosić, a muszą to robić bo zęby, bo gorączka :) Jest dla tych, którzy nie chcą zaniedbać relacji bliskości z Dzieckiem, ale CHCĄ MIEĆ WOLNE RĘCE :)
Chusta jest dla każdego, dla MAMY, która w ciągu dnia musi zrobić mnóstwo rzeczy i jednocześnie musi zająć się Szkrabem domagającym się bliskości.
Chusta jest też dla TATY, który wraca zmęczony z pracy i nie ma siły na noszenie, ale sam ma potrzebę pobycie z Maleństwem blisko :) Może wtedy pograć na konsoli, na komputerze, pomyć naczynia, może wtedy wszystko :) I wcale nie wygląda "babsko" bo CHUSTA TO TEŻ MĘSKA RZECZ!

czwartek, 24 marca 2016

W oczekiwaniu na święta ... :)

Jak tam sprawy świątecznych porządków i dekoracji??
U nas w rozsypce :D Mieszko dobitnie zaznacza, że spędzanie czasu na zabawie jest dużo lepsze niż sprzątanie, gotowanie czy nawet robienie świątecznych dekoracji :) Mieszko stwierdził ostatnimi czasy, że on woli się bawić z mamą niż samemu, bo widzi, że mama ciągle tylko coś w domu robi :P

Bardzo się staram wykonać swój plan ;)
Prace domowe mogą poczekać :) z takiego założenia wychodzę, jeśli chodzi o Mieszka :) właściwie wszystko może poczekać w tym przypadku :) 
Może nie warto tracić całych dni na sprzątanie i mycie okien (chyba, że te okna są czarne od brudu :p )? Może warto zatrzymać się i skupić na chwilach spędzonych z rodziną zwłaszcza
w pobliżu świąt - często biegając za tym co trzeba zrobić, załatwić, posprzątać, zadzwonić zapominamy o zwykłym byciu, wsparciu :) Tak bardzo pędzimy i męczymy się przed świętami, że w same święta mamy dosyć
i nawet nie potrafimy cieszyć się tym wolnym czasem, bo marzymy o odpoczynku...

wtorek, 15 marca 2016

Nosić czy nie?

Zawsze sobie powtarzałam "nie przyzwyczaję do noszenia mojego dziecka". 
Przez 9 miesięcy ciąży pewnie z Arkiem powtarzaliśmy to zdanie jak mantrę tak, żeby w razie czego wszyscy w okolicy wiedzieli, że nie ma noszenia :P
Gdy Mieszko się urodził.. no cóż rzeczywistość POZWOLIŁA nam spełnić nasze oczekiwania! Po za momentami kolek Mieszko był i jest całkowicie ODKŁADALNY.
No i tak sobie żyjemy od ponad 4 miesięcy i się mało nosimy. No to w czym problem?
A no w tym, że ja jednak bardzo bym chciała mojego Mieszka nosić więcej i się przytulać! 
Jest tak ponieważ (uwaga! ważne!) noszenie spełnia NASZĄ POTRZEBĘ BLISKOŚCI - nie tylko dzieć jak się okazuje ma taką potrzebę, mama i tata też! 
Więc staramy się nosić - w chuście, na rękach i przytulać dużo, jak najwięcej kontaktu cielesnego :)
w trakcie "montażu" ;)
A co z cudownym i przekonywującym argumentem "Nie noś bo przyzwyczaisz!"? Bo przecież nosić 10 kg to taka radość i lekkość... Argument jest dobry i prawdziwy. Zwróćmy uwagę, że z drugiej strony ten mały Bobas jest JUŻ PRZYZWYCZAJONY do noszenia i kołysania
- przecież przez 9 miesięcy w brzuchu był noszony i kołysany, i tylko to jest mu znane. Dlatego ważne jest aby nie burzyć poczucia bezpieczeństwa, ważne abyśmy byli świadomi, że Maluch tego potrzebuje i my również. :)
Można dziecko przyzwyczaić do noszeniaw momentach, w których mogłoby sobie spokojnie poleżeć/posiedzieć i pobawić się np. na macie,
a my je bierzemy na ręce.
Zaufajmy swojemu rodzicielskiemu instynktowi - wiemy przecież kiedy Dziecko potrzebuje przytulenia, ponoszenia blisko mamy czy taty, a kiedy próbuje coś wymusić, kiedy mu się nudzi na parterze. U nas gdy Mieszko potrzebuje być ponoszony (z reguły godziny popołudniowe i wieczorne) po prostu się żali, nie pomaga wtedy głaskanie i tulanie na leżąco, ani zabawy, trzeba po prostu wziąć i przytulić
- na początku zawsze zanim się pozna i zacznie rozumieć Maleństwo to popełnia się błędy, ale ważne by się na nich uczyć :)

środa, 9 marca 2016

Mama na wojażach!

Mamy za sobą PIERWSZE dłuższe ROZSTANIE.
Otóż głodna wiedzy i przygody postanowiłam wyjechać na kurs weekendowy. Owe przedsięwzięcie rozpoczynało się w piątek o 9:30 a kończyło w niedziele o 15, w Poznaniu...

W dniu 0, tj. w piątek o 5:45 hardo wyszłam z domu po to by w czasie oczekiwania na autobus podziwiać okna mieszkania, w poszukiwaniu zapalonego światła... Oczywiście wiadomość sms również zdążyłam wysłać, mało tego z przejęcia wsiadłam do złego autobusu... Zanim wyjechałam na dobre (o 6:20) zdążyłam napisać kolejne sms...
W ciągu zaledwie 40 minut okazało się, że wcale nie byłam gotowa na wyjazd, że chłopaki w domu a ja prawie 100 km dalej wcale nie poprawia mi nastroju :P ale cóż pełna nadziei na wyspanie się przez weekend przełknęłam łzy i pojechałam.
Nie ma co rzuciłam się na głęboka wodę bez umiejętności pływania, na szczęście miałam koło ratunkowe - telefon!

poniedziałek, 29 lutego 2016

Pomysł na deszczowe chwile :)

Niby wiosna coraz bliżej a pogoda nie rozpieszcza :)

Dziś proponuję Wam zabawę z masą solną. Nawet jeśli często z niej korzystacie w domu, to tym razem możecie zrobić coś w klimacie świąt Wielkanocy :)

Oto kilka propozycji co można zrobić:

- podstawki pod jajka :) nietrudne do uformowania i przydatne - dzieci z pewnością będą szczęśliwe wiedząc, że ich dzieło będzie stało na świątecznym stole :)

- wielkanocne zajączki i kurczaczki jako ozdoby lub też upominki dla świątecznych gości :)

- pisanki - po uformowaniu jajka zanim masa wyschnie można w niej wyrzeźbić wzory - więc nie tylko jajka malowane ale i rzeźbione!

- duża misa w kształcie połówki jaja, po wyschnięciu i wymalowaniu można wyłożyć ja siankiem i słodyczami i również postawić na świąteczny stół,

- jeśli praktykujecie tradycje gniazdka dla Wielkanocnego Zająca - to również można je wykonać z masy solnej i wyłożyć siankiem :)

wtorek, 23 lutego 2016

Wymasuj mnie! Ciag dalszy czyli parę słów o Masażu Shantala


Masaż Shantala to starożytna technika wykorzystywana przy opiece nad niemowlętami i

starszymi dziećmi, 



Regularne masowanie pozytywnie wpływa zarówno na dziecko, jak i  na matkę czy inną osobę, która masuje. Masaż Shantala jest głównie ukierunkowany na najmłodsze pociechy, z którymi rodzic może nawiązać bliższą więź poprzez wzajemny dotyk. Masaż uspokaja i uodparnia dzieci na stres. Dzięki masażowi rodzic nawiązuje autentyczny kontakt z dzieckiem, uczy się z nim porozumiewać, jest to też sygnał dla maleństwa, że jest bezpieczne i kochane. Jest to informacja dla Maleństwa, że jest akceptowane. Masaż ma być chwilą przyjemności dla masowanego i masującego - jest to dosyć intymny kontakt i buduje silną więź, poczucie zaufanie.


Ważne, aby Maleństwo i osoba masująca byli sobie bliscy. 

niedziela, 21 lutego 2016

Tata jest Bohaterem!

Tato pobaw się ze mną! 
Jak często dzieci proszą o to tatę? A jak często tata odpowiada "później"?
Problem z tatowaniem jest taki, że mężczyźni zaczynają "interesować" się dzieckiem, gdy jest ono już bardziej świadome i chętne do KONKRETNYCH zabaw :) Nie mówię, że jest tak zawsze, jednak często tak jest i nie ma co ukrywać - łatwiej jest się zajmować dzieckiem, które już coś "ogarnia" - jest to zwyczajnie ciekawsze :) Możemy zadbać o relację taty z dzieckiem od pierwszych chwil - sprawmy aby tata uczestniczył w pielęgnacji maluszka - wspólne kąpanie Malucha, ubieranie, usypianie.
U nas rodzicujemy wspólnie przy kąpieli Mieszka, później najczęściej tata usypia Małego i weekendy to ich wspólny czas często :) Wtedy, choć Mieszko ma dopiero 3,5 miesiąca, słuchają wspólnie muzyki i przy tym nawet uda im się poruszać, często też Arek tworzy historie do tego co aktualnie robi (np. teraz robi porządki w swoich gadżetach z lat młodości - kapsle do gry - i opowiada co my ślina na język przyniesie - Mieszko jest bardzo zadowolony:))  Muszę przyznać, że od momentu kiedy Tata zaczął się więcej udzielać przy pielęgnacji to ich relacja i sposób spędzania wspólnego czasu też się zmienił - oczywiście pozytywnie :)
Gdy zacznie się od krótkich wspólnych chwil, które będą naturalnie się wydłużać okaże się, że mama może wyjść na 4 godziny z domu i oni nawet nie zauważą, że jej nie ma!

czwartek, 11 lutego 2016

Wymasuj mnie!

3,5 miesiąca - tyle ma moje Małe Szczęście, któremu mogłabym poświęcać każdą sekundę mojego życia. Też tak macie?? Od jakiegoś czasu doświadczam pewnego cudownego zjawiska jakim jest CHUSTONOSZENIE :) czyli motamy Maluszka w chustę i mamy go cały czas przy sobie a jednak ręce wolne :) czyli łączymy przyjemne z pożytecznym :)) tak się w to wkręciłam, że się zapisałam na kurs dla doradcy i mam nadzieję, że nie raz jeszcze tu o chustach się coś pojawi <3

A teraz pomysł na Maluszki :)
Wiemy jak bardzo ważny dla Malucha jest obecność mamy i taty obok. Dotyk pełen miłości, delikatny i spokojny daje dziecku poczucie bezpieczeństwa i spełnia potrzebę bliskości i miłości.

sobota, 16 stycznia 2016

Kreatywność jest spoko - czyli sposób na domowe ferie :)

Witajcie!
Czas na rozpoczęcie ferii zimowych - wielu rodziców zastanawia się jak zorganizować ferie swoim pociechom... Rynek jest przepełniony rożnymi propozycjami, niestety często drogimi i niedostępnymi dla przeciętnej rodziny, zwłaszcza kiedy mamy więcej niż jedno dziecko :)
A więc moja propozycja będzie nas kosztowała tyle co blok rysunkowy (lub ryza papieru), kredki/farby, trochę zużytego prądu, parę książek (zapewne już w domu są), gry planszowe (jeśli nie macie, zapytajcie się w sklepie czy prowadzą wypożyczalnie) i reszta chyba w domu powinna być :)
Otóż proponuję aby nadać "tematy dnia" np. PONIEDZIAŁEK Z PLANSZÓWKAMI, WTOREK Z ZABAWKAMI, ŚRODA OGLĄDAMY I CZYTAMY BAJKI, CZWARTEK WYJŚCIE NA SANKI/ŁYŻWY, PIĄTEK ZA TO MALOWANY. Chodzi o to, by każdego dnia dominowała jedna tematyka zajęć, można ułożyć schemat uwzględniający codzienne rytuały, dzięki temu nie zaburzymy rytmu dnia, dziecko nie odzwyczai się od szkoły/przedszkola tak bardzo, nie spędzi całego czasu przed komputerem/telewizorem i nie będzie mogło narzekać na nudę bo na każdy dzień zaplanowane było coś innego. Wiadomo, że np. codziennie chce posiedzieć na komputerze - więc ok, ale popołudniem na 2-3h, czy ile rodzic uważa za słuszne :) tak samo z telewizją, często dzieci mają ulubioną bajkę, którą oglądają o konkretnej godzinie, uwzględnijmy to w swoich planach, bo jeśli pozbawimy dziecka tego co lubi to nici z akceptacji naszego planu :)
Najważniejsze aby każdy dzień podsumować - do tego potrzebne będą nam kartki - na koniec każdego dnia robimy wspomnienie fajnych rzeczy - czyli bierzemy kartkę i malujemy albo opisujemy, przyklejamy gazety - robimy co chcemy byle stworzyć wspomnienie z minionego dnia :) pod koniec ferii możemy wszystkie nasze wspomnienia zszyć i zobaczyć co stworzyliśmy przez dwa tygodnie :)
Pamiętajmy, że takie ferie można zorganizować dzieciom mniej więcej od 4 do 8 lat bo mniejsze raczej nie dadzą rady przez jeden dzień się obracać wokół jednej tematyki a starsze z kolei już mają "własne plany" choć wiadomo każdy jest inny :)
Poniżej przykłady zajęć na poszczególne dni :)
PLANSZÓWKOWY PONIEDZIAŁEK - możemy stworzyć własną grę, zasady i w nią zagrać lub zorganizować turniej z gier które posiadamy w domu - nagrodą może być np. bonusowa godzina na komputerze albo pyszne ciasto upieczone przez mamę lub ulubiony obiad :))
WTOREK Z ZABAWKAMI - no cóż - tu raczej instrukcji nie potrzeba, bierzemy nasze zabawki i puszczamy wodze naszej fantazji, jeśli mamy klocki budujmy wieżę, aż do sufitu, zamki, stwórzmy historię naszych zabawek,
ŚRODA Z BAJKAMI - możemy wybrać się do kina na film animowany albo przygotować seans kinowy dzieciom w domu - nie zapomnijmy o popcornie lub innych kinowych przekąskach :) druga wersja do wykorzystania to czytanie bajki - ważne aby po filmie/bajce porozmawiać o niej, co się działo, czy było coś złego, wytłumaczyć wszelkie wątpliwości i można zlecić zadanie dot. wykonania plakatu bajki/filmu ale np tylko za pomocą wydzieranych kawałków kolorowego papieru :)
CZWARTEK WYJŚCIOWY - wiadomo, że wszystko zależy od pogody i wychodzić można codziennie, ale można również spędzić więcej czasu na dworze :) ulepić bałwana, pojeździć na sankach lub wybrać się na łyżwy :)
PIĄTEK MALOWANY (PLASTYCZNY) - Dajemy dzieciom farby, plastelinę, krepę, kredki co chcemy i w tej chwili możemy zrobić piękne laurki dla dziadków w tym dniu, w okresie późniejszym walentynki, może ktoś ma niedługo urodziny to warto zrobić kartkę urodzinową, a może jakąś dekoracje do pokoju? dla starszych dzieci polecam origami, możemy również zakupić farby do szkła i wcześniej przygotować rysunek a dać do pomalowania dzieciom - tylko trzeba koniecznie przy nich być :)
Inną propozycją dnia jest DZIEŃ KULINARNY - czyli pieczemy wspólnie ciasteczka, później je dekorujemy, gotujemy obiad, kolacje :)
Innym tematem może być DZIEŃ MUZYCZNY, TANECZNY - zorganizujmy w domu bal przebierańców! zróbmy sobie w dzień plastyczny stroje  a na drugi dzień zaprośmy kolegów i zróbmy bal karnawałowy :)
możemy również zorganizować DZIEŃ PORZĄDKÓW i np powiedzieć, że dziś robimy porządek w ubrankach i zabawkach a to czego nie będziemy chcieli a będzie się nadawać do dalszego użytkowania oddamy biedniejszym :)
Pozwólmy dzieciom podczas tworzenia takiego planu wybrać co chcą robić oczywiście w granicach rozsądku :)
Życzę wszystkim udanych i wesołych ferii!