poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Szpital na PLUS #6 - Historia Eweliny

Poznajcie dziś Ewelinę - mamę Eryka. Ich pierwsze spotkanie niemiłosiernie się przedłużało. Poród był trudny i wyczerpujący. Jednak mimo to Ewelina jest szczęśliwą mamą, która zaufała lekarzom i dzięki nim urodziła zdrowego synka. Choć musiała skorzystać ze wsparcia w postacie źle osławionego "vacum" to jest zadowolona i wdzięczna naszym położnym i lekarzom za opiekę i wsparcie jakie otrzymała!

_____________



0 8.10 w piątek za radą położnej stawiłam się wraz z przyszłym tatusiem na izbie przyjęć w pilskim szpitalu. Powody były dwa: przeterminowanie o tydzień oraz ogromna chęć przytulenia mojego brzuszkowego lokatora. Temu akurat nie bardzo się spieszyło na ten świat. Nic nie wskazywało, że cokolwiek się zacznie. Czułam ogólny spokój czekając na izbie. Chyba to dzięki wycieczce, którą miałam z Katolickiej Szkoły Rodzenia. Cała procedura nie była dla mnie zaskoczeniem. Po wstępnym badaniu wylądowałam już na piętrze. Kolejne badanie tym razem, bardziej szczegółowe (badanie płynu owodniowego i sprawdzanie łożyska). Pan doktor bardzo miły, wyjaśnił mi wszystko, co bada i jak będzie wyglądało dalsze działanie. Nie było to przyjemne, ale jakoś przy zaciśniętych zębach dałam rade. Rozwarcie na 3cm. Skierowano mnie na Patologie ciąży. Po badaniu zaczęło się coś dziać, pierwsze skurcze... Pielęgniarka podpięła mnie pod KTG i kazała mi czekać na obchód, który właśnie się zaczął. Po pół godziny przyszła moja kolej. Pan ordynator zobaczył zapiski KTG. Decyzja była jedna: "nie leżymy tylko ciągle spacerujemy po naszym pięknym korytarzu. Jeśli skurcze nasilą się to zdecydujemy dalej.. Może zdarzyć się to, że skurcze się wyciszą, wtedy założymy cewnik Foleya, ale to dopiero może poniedziałek". Po chwili słowa lekarza do mnie dotarły i perspektywa spędzenia weekendu bez akcji porodowej. Przyszłemu tatusiowi kolejny dzień urlopu uciekał. Oczywiście prosiłam o pomoc w przyspieszeniu... Usłyszałam ''Zobaczymy". Zaczęłam spacery po korytarzu niczym skazaniec na spacerniaku. Skurcze raz się nasilały, potem wyciszały się. Co godzinę lekarz przychodził pytał się czy coś się rozkręciło... Wystraszona tymi zanikającymi skurczami zaczęłam chodzić po schodach wyjścia ewakuacyjnego... Góra i dół... chyba z 15 razy, aż nogi mi już wysiadały. Skurcze znów się pojawiły, prowadzący zadecydował, ze oni już więcej nie mogą mi pomoc i kieruje mnie już na porodówkę... szłam cała happy, ale tak naprawdę nie wiedziałam co mnie czeka.


Po 12 na porodówce przywitała mnie położna Pani Iwonka. Pomogła rozgościć się w sali. Położyła na łóżku i podpięła pod KTG. Opowiedziała z krótka jak mniej więcej będzie postępowała. Bardzo miło nam się rozmawiało. Czułam się tam komfortowo. Po chwili przyszła przywitać się również Pani doktor. Sprawdziły rozwarcie 4 cm... Niestety bez szału. Z racji dodatniego GBSa dostałam antybiotyk i czopki na zmiękczenie szyjki. Od tego czasu miałam uprawiać spacer skazańca i siedzieć na piłce. Ogólna atmosfera na sali była bardzo intymna. Byłam ja , przyszły tatuś i personel medyczny. Po tym skurcze nasilały się. Dostałam gaz, który dawał ulgę pierwsze 15 min. Pojawiły się ogromne bóle krzyżowe i wtedy poczułam, ze to nie są żarty... to już się dzieje. O 17 pani dr zaproponowała mi by przyspieszyć akcje przebijając pęcherz. Znów na piłkę. Bóle krzyżowe i silne skurcze dawały mi w kość. Nie dałam rady leżeć i wdychać gaz... Położna zaproponowała mi kąpiele pod prysznicem. Było nieco lepiej, kolejne badanie.. Rozwarcie 6 cm. Mało. Gaz i prysznic mało dawały, ryk i ból bo już nie dawałam rady. Przyszły tatuś dzielnie mi towarzyszył i pilnował abym oddychała. Tu niestety cała wiedza ze szkoły rodzenia uleciała.. W głowie było to uczucie bólu. Nastąpiła zmiana personelu. Pod opiekę przejęła mnie Pani Marzena. Miła i stanowcza kobieta. Od 20 nie wychodziłam prawie spod prysznica, tylko na badanie. Moja druga połowa śmiała się, ze chyba rodzę aquamena i ze cały zasób szpitalnej wody zużyję. Dalej gaz i czekanie. O 23 podali mi oxy na rozwarcie i było już 9 cm... Pojawiły się skurcze parte. w tym momencie przy łóżku pojawiła się położna, pani doktor i jakaś pani z personelu medycznego... Komenda... no to będziemy rodzić. Parłam (tak mi się wtedy wydawało). Główka nie chciała niestety przejść. Byłam bardzo zmęczona , nie miałam już zbytnio siły. Wszyscy wkoło zaczęli na mnie krzyczeć , a ja przeprowadzałam kontratak drąc się... Popękałam, niestety musiano mnie naciąć. Była godzina po 12. Moje parcia były bezskuteczne, nadal był opór. Mały trzymał rękę kolo główki. Tętno zaczęło spadać. Pani doktor powiedziała , że jeśli nie będę silnie przeć, niestety będą zmuszeni użyć wakum... "wakum?? a tak... Moja kuzynka rodziła przez wakum..." - w głowie przerażenie , że będzie miał główkę stożkowa. Byłam przerażona ta myślą. Brak sił przełożył się na słabe parcie. Decyzja wakum... szybko jednak Panie wyjaśniły mi na czym to polega, i uspokoiły, ze jutro główka małego będzie już normalna. Kiedy parłam przy ich pomocy zobaczyłam główkę i długie włosy, a reszta dalej jakoś poszła. O 0:35 pojawił się na świecie Eryk. Nie było cudowniejszej chwili. Jest wreszcie mój kochany synek. Z perspektywy czasu nie pamiętam już bólu, została w wspomnieniach ogromna życzliwość jaka została mi przez te paręnaście godzin okazana. Nic nie robiono bez mojej zgody, wszystko było dla mnie zrozumiałe. Mimo pewnych obaw (och te internety) i cała te afery w otoczeniu, nie zmieniłabym pilskiego szpitala na inny. Dla Tego szpitala mówię WIELKIE TAK.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Szpital na PLUS #5 - Historia Kamili

Tym razem zapraszam Was do zapoznania się z historią pilanki, która rodziła po za granicami naszego kraju. Dzięki temu, że wielkość jej ciążowego brzuszka odbiegał od normy trafiła pod opiekę lekarzy... W Polsce jest nie do pomyślenia aby kobieta w ciąży nie miała wizyt, usg, badań. W Anglii natomiast jest to norma, pod szczególną opieką lekarzy są ciąże, które nie są książkowe i nie mieszczą się w przyjętych normach. Choć poród był ciężki to odbył się bez większych komplikacji, ale po zabrakło opieki poporodowej. Z jednej strony to dobrze nie ingerować w instynkty matek, ale co gdy młoda mama potrzebuje faktycznie pomocy? Z tym bywa różnie.
Poznajcie Kamile, młodą Mamę Oskara. Zakochana w swoim synku i tacie Oskiego. Nietuzinkowa, pełna humoru i otwarta na swoje macierzyństwo. Choć na starcie było one dużym wyzwaniem to dawało jej mnóstwo radości i satysfakcji od samego początku.
___________________
Mama i Syn 
Każda z nas marzy o szybkim, bezproblemowym porodzie :)
jednak czasami życie lubi nam spłatać figla... Jak każdy rodzic cieszyliśmy się tym, że za trzy miesiące powitamy na świecie naszego potomka. Wszystko toczyło się swoim rytmem aż do pewnej wizyty kontrolnej u położnej. Bardzo miła angielka w średnim wieku, zmierzyła powiększający się codziennie brzuszek po czym wyniki naniosła na wykres, w którym to były podane standardy wielkości.. Od tego zaczęła się nasz przygoda z poznawaniem angielskich lekarzy i specjalistów. Według wykresu brzuch był za duży co mogło świadczyć, że maluszek za szybko rośnie i nie wykluczało chorób takich jak cukrzyca.Tego samego dnia położna umówiła nas na dodatkowe badanie usg oraz skierowała na badanie cukru.
Po kilku dniach z usg dowiedzieliśmy, że nasz syn nie będzie należał do maluszków, natomiast badanie cukru wykluczyło cukrzyce. Nasz stres trochę opadł, minęły obawy. Jednak w dalszej części zostaliśmy objęci opieką lekarza co tak naprawdę podczas 'normalnego' przebiegu ciąży nie miało by miejsca (taką wiedzę przekazywały inne mamy mieszkające w Anglii). Po drodze kolejne kontrolne usg, wizyty u lekarza, który w najdelikatniejszy sposób dał do zrozumienia że poród naturalny dziecka, któremu według usg przypisywano wagę ok. 5kg nie będzie należał do najłatwiejszych a w najgorszym (według mnie) wypadku skończy się cc. Na wizytach ustaliliśmy, że poród zostanie wywołany tydzień przed terminem, jeśli oczywiście wcześniej Maluch nie spłata nam figla i nie wyskoczy sam. Wtedy zaczęła się wewnętrzna panika 'o kurczę to już, zaraz go poznamy'. Lekarz uspokajał, że zrobią co tylko w ich mocy aby wszystko odbyło się jak należy, ale osobiście ani przez chwile nie potrafiłam przestać zamartwiać się o Nas.
Nastał dzień stawienia się w szpitalu, od rana nerwy (perspektywy czasu zapewne niepotrzebne), chwyciliśmy torby pod pachę i ruszyliśmy trochę jak na podbój świata. Droga do przywitania była długa i męcząca, prawie 32 h. Ogrom bólu, trochę łez... Po drodze spotkaliśmy pomocnych ludzi, którzy mówili co robię źle, pomagali ulżyć w bólu. Jeszcze nie wiem czy to prawda, że wywoływany poród boli bardziej, ale osobiście przekonałam się, że ból był ogromny. W tym wszystkim z pewnością jest jedna prawda: dwa dni po porodzie zapominasz o wszystkim. Ja osobiście zapomniałam. I tak po trudnej batalii która, skończyła się na sali operacyjnej jednak BEZ cięcia cesarskiego - 18.11.2015 o godz. 20:08 przywitaliśmy na świecie Oskara - 4 090 g i 57 cm szczęścia. Po porodzie pojawiły się oczywiście problemy z laktacją i przyrośniętym wędzidełkiem. Powiem szczerze, że zawiodłam się brakiem wsparcia przy karmieniu - jedyną pomocą był nakaz przystawiania do piersi i nakładki do karmienia (stały element wsparcia laktacyjnego). W ten sposób ta przygoda zakończyła się bardzo szybko. Ze szpitala wyszliśmy po 22h, cieszyłam się bardzo, bo o ile 4 mamy z dziećmi na jednej dużej sali mi nie przeszkadzały, tak stan łazienek zostawiał wiele do życzenia. Personel, przy każdym przypadku czy to moim, czy też innych mam robił co w jego mocy. Szpital, w którym rodziłam nie należy do najmniejszych, a jak wszędzie chyba brakuje tam rąk do pracy. A nie kryjmy się praca ta jest bardzo odpowiedzialna. Do dziś spijamy ogrom naszego szczęścia, poznajemy na nowo świat i uczymy się cieszyć z najmniejszych rzeczy :)

Nawet Mieszko miał okazję poznać się z Oskarem jakiś czas temu...