niedziela, 5 lutego 2017

Zamotani Miłością - Magda i Marysia


Dziś poznajcie Magdę i Marysię - obie mnie urzekły. Marysia swoimi wielkimi i mądrymi oczyma, a Magda ciepłem i pysznym ciachem, które zaserwowała na naszym pierwszym spotkaniu ;) Magda - zapaleniec do akcji, kiedy  może jest wszędzie gdzie się da, otwarta i pozytywna osoba! Chusta pomogła jej odczarować spacery i skradła serce - zresztą sami przeczytajcie!


Pierwszy raz o chustach usłyszałam jeszcze przed ciążą. Mam koleżankę która jest Doradcą Noszenia ClauWi i to ona zapisała mnie do kilku grup internetowych zrzeszających dziewczyny noszące. Przyznam, że na początku nie byłam specjalnie przekonana do samej idei chustowania, a pojawiające się na mojej facebookowej tablicy posty po prostu przewijałam dalej. Do czasu.
Gdy urodziła się moja córka Marysia pierwsze miesiące wyglądały jak z reklamy pampersów czy innego bebiko. Do trzeciego miesiąca życia Mary była dzieckiem bezproblemowym. Bardzo ładnie spała w nocy, codzienne spacery z wózkiem były przyjemnością, książkowo przybierała na wadze, cud miód i orzeszki. Po skończonym trzecim miesiącu życia Marysia obraziła się na wózek i wychodzenie z domu stało się koszmarem. Co więcej, zaczęła się wiosna i po prostu żal było siedzieć w domu. Niestety każdy (tak każdy) spacer po 5 minutach kończył się powrotem do domu na sygnale. Wtedy przypomniałam sobie o chustach i zaczęłam czytać historie dziewczyn, które w ten sposób noszą swoje dzieci. Znalazłam kontakt do Karoliny i umówiłam się na profesjonalne warsztaty z nauki wiązania dziecka w chuście.
Swoją pierwszą chustę wylicytowałam w środku nocy na allegro. Do dziś przed oczami mam powątpiewającą minę mojej mamy gdy kurier przywiózł paczkę i razem ją rozpakowywałyśmy. Pamiętam też, jak powiedziała do mojego taty: „a kupiła jakąś szmatę”. Krótko mówiąc –  nie była przekonana do mojego pomysłu na noszenie Marysi. Początki rzeczywiście były trudne, bo Mary nie bardzo chciała współpracować. Ja w sumie nie naciskałam i postanowiłam odczekać. Gdy Marysia miała pięć miesięcy miała jakiś gorszy dzień. To była niedziela, na dworze lało, a jej wychodziły jedynki. Zamotałam ją i to było to! Zasnęła w chuście, a ja pierwszy raz od dłuższego czasu obejrzałam z mężem film. Cały. Na raz. J
Za kilka dni Marysia kończy rok. W chuście lub nosidełku noszę ją prawie codziennie. Gdyby nie chusty nasze spacery kończyłyby się pewnie na ławce pod blokiem. Dzięki temu, że nauczyłam się „motać” spacerujemy dużo i często. W sezonie zbierałyśmy grzyby w okolicznych lasach, zaliczyłyśmy piesze szlaki na Kaszubach, a nawet zwiedzanie smoczych jaskiń na Majorce.
Wszystkim polecam chusty, bo na własnym przykładzie przekonałam się, jak bardzo ułatwiają one życie z maluchem. Zachęcam też do tego, aby spotkać się z profesjonalistą, który nauczy w jaki sposób zawiązać chustę tak, by była ona bezpieczna i dla malucha, i dla osoby noszącej.
 Największy plus z mojego chustonoszenia? Oprócz bliskości z dzieckiem, to przede wszystkim możliwość poznania innych pilskich mam, które pojawiają się na comiesięcznych spotkaniach grupy „Piła Się Nosi – Chusty Piła i Okolice”. Jak widać chusty wiążą –  nie tylko matkę z dzieckiem ale i inne mamy ze sobą.


O mnie: Mam na imię Magda. W Pile mieszkam od 4 lat i z każdym rokiem coraz bardziej przekonuję się, że przeprowadzka tutaj była jednak dobrą decyzją. Jestem mamą rocznej Marysi, żoną Krzyśka i właścicielką psiaka Kiry. Pracuję jako radca prawny w jednej z dużych firm w regionie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz