czwartek, 6 kwietnia 2017

Szpital na PLUS #5 - Historia Kamili

Tym razem zapraszam Was do zapoznania się z historią pilanki, która rodziła po za granicami naszego kraju. Dzięki temu, że wielkość jej ciążowego brzuszka odbiegał od normy trafiła pod opiekę lekarzy... W Polsce jest nie do pomyślenia aby kobieta w ciąży nie miała wizyt, usg, badań. W Anglii natomiast jest to norma, pod szczególną opieką lekarzy są ciąże, które nie są książkowe i nie mieszczą się w przyjętych normach. Choć poród był ciężki to odbył się bez większych komplikacji, ale po zabrakło opieki poporodowej. Z jednej strony to dobrze nie ingerować w instynkty matek, ale co gdy młoda mama potrzebuje faktycznie pomocy? Z tym bywa różnie.
Poznajcie Kamile, młodą Mamę Oskara. Zakochana w swoim synku i tacie Oskiego. Nietuzinkowa, pełna humoru i otwarta na swoje macierzyństwo. Choć na starcie było one dużym wyzwaniem to dawało jej mnóstwo radości i satysfakcji od samego początku.
___________________
Mama i Syn 
Każda z nas marzy o szybkim, bezproblemowym porodzie :)
jednak czasami życie lubi nam spłatać figla... Jak każdy rodzic cieszyliśmy się tym, że za trzy miesiące powitamy na świecie naszego potomka. Wszystko toczyło się swoim rytmem aż do pewnej wizyty kontrolnej u położnej. Bardzo miła angielka w średnim wieku, zmierzyła powiększający się codziennie brzuszek po czym wyniki naniosła na wykres, w którym to były podane standardy wielkości.. Od tego zaczęła się nasz przygoda z poznawaniem angielskich lekarzy i specjalistów. Według wykresu brzuch był za duży co mogło świadczyć, że maluszek za szybko rośnie i nie wykluczało chorób takich jak cukrzyca.Tego samego dnia położna umówiła nas na dodatkowe badanie usg oraz skierowała na badanie cukru.
Po kilku dniach z usg dowiedzieliśmy, że nasz syn nie będzie należał do maluszków, natomiast badanie cukru wykluczyło cukrzyce. Nasz stres trochę opadł, minęły obawy. Jednak w dalszej części zostaliśmy objęci opieką lekarza co tak naprawdę podczas 'normalnego' przebiegu ciąży nie miało by miejsca (taką wiedzę przekazywały inne mamy mieszkające w Anglii). Po drodze kolejne kontrolne usg, wizyty u lekarza, który w najdelikatniejszy sposób dał do zrozumienia że poród naturalny dziecka, któremu według usg przypisywano wagę ok. 5kg nie będzie należał do najłatwiejszych a w najgorszym (według mnie) wypadku skończy się cc. Na wizytach ustaliliśmy, że poród zostanie wywołany tydzień przed terminem, jeśli oczywiście wcześniej Maluch nie spłata nam figla i nie wyskoczy sam. Wtedy zaczęła się wewnętrzna panika 'o kurczę to już, zaraz go poznamy'. Lekarz uspokajał, że zrobią co tylko w ich mocy aby wszystko odbyło się jak należy, ale osobiście ani przez chwile nie potrafiłam przestać zamartwiać się o Nas.
Nastał dzień stawienia się w szpitalu, od rana nerwy (perspektywy czasu zapewne niepotrzebne), chwyciliśmy torby pod pachę i ruszyliśmy trochę jak na podbój świata. Droga do przywitania była długa i męcząca, prawie 32 h. Ogrom bólu, trochę łez... Po drodze spotkaliśmy pomocnych ludzi, którzy mówili co robię źle, pomagali ulżyć w bólu. Jeszcze nie wiem czy to prawda, że wywoływany poród boli bardziej, ale osobiście przekonałam się, że ból był ogromny. W tym wszystkim z pewnością jest jedna prawda: dwa dni po porodzie zapominasz o wszystkim. Ja osobiście zapomniałam. I tak po trudnej batalii która, skończyła się na sali operacyjnej jednak BEZ cięcia cesarskiego - 18.11.2015 o godz. 20:08 przywitaliśmy na świecie Oskara - 4 090 g i 57 cm szczęścia. Po porodzie pojawiły się oczywiście problemy z laktacją i przyrośniętym wędzidełkiem. Powiem szczerze, że zawiodłam się brakiem wsparcia przy karmieniu - jedyną pomocą był nakaz przystawiania do piersi i nakładki do karmienia (stały element wsparcia laktacyjnego). W ten sposób ta przygoda zakończyła się bardzo szybko. Ze szpitala wyszliśmy po 22h, cieszyłam się bardzo, bo o ile 4 mamy z dziećmi na jednej dużej sali mi nie przeszkadzały, tak stan łazienek zostawiał wiele do życzenia. Personel, przy każdym przypadku czy to moim, czy też innych mam robił co w jego mocy. Szpital, w którym rodziłam nie należy do najmniejszych, a jak wszędzie chyba brakuje tam rąk do pracy. A nie kryjmy się praca ta jest bardzo odpowiedzialna. Do dziś spijamy ogrom naszego szczęścia, poznajemy na nowo świat i uczymy się cieszyć z najmniejszych rzeczy :)

Nawet Mieszko miał okazję poznać się z Oskarem jakiś czas temu...

1 komentarz: