Dziś poznajcie Magdę i Marysię - obie mnie urzekły. Marysia swoimi wielkimi i mądrymi oczyma, a Magda ciepłem i pysznym ciachem, które zaserwowała na naszym pierwszym spotkaniu ;) Magda - zapaleniec do akcji, kiedy może jest wszędzie gdzie się da, otwarta i pozytywna osoba! Chusta pomogła jej odczarować spacery i skradła serce - zresztą sami przeczytajcie!
Pierwszy raz o
chustach usłyszałam jeszcze przed ciążą. Mam koleżankę która jest Doradcą
Noszenia ClauWi i to ona zapisała mnie do kilku grup internetowych
zrzeszających dziewczyny noszące. Przyznam, że na początku nie byłam specjalnie
przekonana do samej idei chustowania, a pojawiające się na mojej facebookowej
tablicy posty po prostu przewijałam dalej. Do czasu.
Gdy urodziła
się moja córka Marysia pierwsze miesiące wyglądały jak z reklamy pampersów czy
innego bebiko. Do trzeciego miesiąca życia Mary była dzieckiem bezproblemowym.
Bardzo ładnie spała w nocy, codzienne spacery z wózkiem były przyjemnością, książkowo
przybierała na wadze, cud miód i orzeszki. Po skończonym trzecim miesiącu życia
Marysia obraziła się na wózek i wychodzenie z domu stało się koszmarem. Co
więcej, zaczęła się wiosna i po prostu żal było siedzieć w domu. Niestety każdy
(tak każdy) spacer po 5 minutach kończył się powrotem do domu na sygnale. Wtedy
przypomniałam sobie o chustach i zaczęłam czytać historie dziewczyn, które w
ten sposób noszą swoje dzieci. Znalazłam kontakt do Karoliny i umówiłam się na
profesjonalne warsztaty z nauki wiązania dziecka w chuście.
Swoją pierwszą
chustę wylicytowałam w środku nocy na allegro. Do dziś przed oczami mam powątpiewającą
minę mojej mamy gdy kurier przywiózł paczkę i razem ją rozpakowywałyśmy. Pamiętam
też, jak powiedziała do mojego taty: „a kupiła jakąś szmatę”. Krótko mówiąc – nie była przekonana do mojego pomysłu na
noszenie Marysi. Początki rzeczywiście były trudne, bo Mary nie bardzo chciała
współpracować. Ja w sumie nie naciskałam i postanowiłam odczekać. Gdy Marysia
miała pięć miesięcy miała jakiś gorszy dzień. To była niedziela, na dworze
lało, a jej wychodziły jedynki. Zamotałam ją i to było to! Zasnęła w chuście, a
ja pierwszy raz od dłuższego czasu obejrzałam z mężem film. Cały. Na raz. J
Za kilka dni
Marysia kończy rok. W chuście lub nosidełku noszę ją prawie codziennie. Gdyby
nie chusty nasze spacery kończyłyby się pewnie na ławce pod blokiem. Dzięki
temu, że nauczyłam się „motać” spacerujemy dużo i często. W sezonie zbierałyśmy
grzyby w okolicznych lasach, zaliczyłyśmy piesze szlaki na Kaszubach, a nawet
zwiedzanie smoczych jaskiń na Majorce.
Wszystkim
polecam chusty, bo na własnym przykładzie przekonałam się, jak bardzo ułatwiają
one życie z maluchem. Zachęcam też do tego, aby spotkać się z profesjonalistą,
który nauczy w jaki sposób zawiązać chustę tak, by była ona bezpieczna i dla
malucha, i dla osoby noszącej.
Największy plus z mojego chustonoszenia?
Oprócz bliskości z dzieckiem, to przede wszystkim możliwość poznania innych
pilskich mam, które pojawiają się na comiesięcznych spotkaniach grupy „Piła Się
Nosi – Chusty Piła i Okolice”. Jak widać chusty wiążą – nie tylko matkę z dzieckiem ale i inne mamy
ze sobą.
O mnie: Mam na
imię Magda. W Pile mieszkam od 4 lat i z każdym rokiem coraz bardziej
przekonuję się, że przeprowadzka tutaj była jednak dobrą decyzją. Jestem mamą
rocznej Marysi, żoną Krzyśka i właścicielką psiaka Kiry. Pracuję jako radca
prawny w jednej z dużych firm w regionie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz