Kochani! Zapraszam Was do zapoznania się z historią Edyty - kobiety, która uparcie dążyła do spełnienia marzenia o zostaniu Mamą. Cudna historia i wspaniała kobieta. Pełna optymizmu oraz zdrowego rozsądku. Ciepła, troskliwa, do wszystkiego podchodzi z dystansem - NAJWSPANIALSZA MAMA małego Andrzeja.
Pamiętam jakby
to było dziś kiedy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreseczki. To był START
mojego maratonu. Zaczęło się planowanie, ekscytacja, godziny spędzone na
rozmowach z przyszłymi i już doświadczonymi mamami, oraz jeszcze więcej godzin
spędzonych na różnych forach zbierając informacje o tym co mnie czeka.
Zaplanowałam niemalże wszystko, od koloru ścian w dziecięcym pokoiku po wybór
pościeli, ubranek jak i sposobie karmienia i wychowania tego małego człowieczka
który miał niebawem przewrócić Nasz świat do góry nogami. Regularne wizyty u
ginekologa odznaczały kolejne etapy ciąży, niby 9 miesięcy a czasu tak naprawdę
zawsze za mało. Planując przyszłość zapomniałam o najważniejszym, o MECIE
swojego maratonu, a każdy sportowiec potwierdzi, że ostatnie metry przed metą
są najgorsze i trzeba wykrzesać wszystkie siły aby dobiec do końca. O swojej
Mecie i ostatnich najcięższych metrach chciałabym opowiedzieć.
Planowany
termin porodu to 28 września 2016. Jako, że to moja pierwsza ciąża już tupałam
nogami kiedy w tym dniu nie przyszły skurcze. Och ile mam czekać, żeby Cię
zobaczyć? Na ostatniej wizycie dostałam skierowanie do szpitala gdyby nic się
nie działo, w tym rzecz, że nic się nie działo. Torba spakowana, dokumenty
przygotowane, jedziemy. 9 miesięcy przygotowań, planowania, rozmyślania, ale w
tym wszystkim nie planowałam najważniejszego, etapu porodówki. No bo jak
zaplanować pobyt w miejscu gdzie trzeba zdać się na doświadczenie i wiedzę innych? To właśnie tutaj, w Pilskiej Sali porodowej rozpoczęły
się ostatnie i zarazem najcięższe metry mojego maratonu, widziałam wielki transparent
META, tylko trzeba do niego dobiec a tam czeka nagroda.
START: O 7
rano dzień po planowanym terminie zgłosiłam się do Szpitala w Pile. Skurcze
były lekkie, odczuwalne ale to jeszcze nie było to na co wszyscy czekali. Już w
poczekalni bardzo miło zaskoczyła mnie Pani która widząc mój stan poprosiła
mnie do środka bez kolejki. W poczekalni czekały jeszcze 2 inne osoby. Pani
zrobiła wywiad wypytując o podstawowe informacje i bardzo spokojnym tonem
wyjaśniła dlaczego pyta i jakie będą dalsze akcje. Zaprosiła do środka mojego
narzeczonego który pomógł mi się przebrać i wszyscy razem poszliśmy na oddział
patologii. Przekazano mnie dosłownie jak zagubione dziecko, „z ręki do ręki”.
Cały czas ktoś był przy mnie i nie pozwolili mi nawet na chwilę się denerwować.
Po przyjęciu na oddział rozpoczęto kolejne standardowe badania jak KTG czy
pobranie krwi. Czekałam cierpliwie na obchód. W pewnym momencie usłyszałam z
korytarza, że wszystkie obecne na oddziale kobiety mają się zgłosić do badania.
Cierpliwie czekałam w kolejce. Kiedy nadeszła moja kolej na badanie wyjaśniłam,
że prowadzi mnie doktor X i prosiła abym zgłosiła się na oddział. Pan Ordynator
aby zaoszczędzić mi podwójnego badania przekazał, że moja Pani doktor jest dziś
na oddziale i mogę z Nią porozmawiać aby poczuć się pewniej. Bardzo mnie to
ucieszyło. Pani Doktor po niespełna kilku minutach zjawiła się u mnie na Sali,
zaprosiła na badanie i założyła balonik celem wywołania skurczy. O każdym kroku
byłam informowana. Po powrocie do pokoju podłączono mi KTG i czekaliśmy.
Obudziłam się
w nocy, około północy, a raczej przebudziły mnie skurcze. Poszłam do
pielęgniarek które po zbadaniu stwierdziły rozwarcie na 4 cm. Zaczęło się, a ja
jeszcze nigdy nie odczuwałam takiego strachu, podniecenia i ekscytacji w jednym
momencie. Kazano zabrać mi podstawowe
rzeczy z pokoju i poczekać przy drzwiach na pielęgniarkę. Tutaj przyznam bardzo
zabrakło mi pomocy ze strony Pań dyżurujących. Moje ciało było w regularnych
odstępach maltretowane przez skurcze a Pani pielęgniarka pospieszała mnie żeby
iść szybciej. To w zasadzie jedyny
nieprzyjemny moment w kontakcie z personelem w Pilskim Szpitalu. Zostałam
przekazana do Pani położnej na oddziale Porodowym. Bardzo sympatyczna pełna
empatii kobieta. Powiedziała, że czas powiadomić osobę która ma być przy
porodzie, w tym samym czasie skurcze się nasilały. Na swoje nieszczęście tata
dziecka nie odbierał a ból zaczął być bardzo dokuczliwy. Pani położna pokazała
mi wszystkie możliwe techniki uśmierzania bólu, i najskuteczniejszym okazał się
prysznic. Pozwolono siedzieć mi pod ciepłą wodą ile tylko chcę w tym samym
czasie próbę dodzwonienia się do narzeczonego przejęła sympatyczna Pani, czyli
nie tylko położna, ale i telegrafistka J
Co chwilę ktoś
zaglądał do mnie pod prysznic, podejmując rozmowę aby nieco mi pomóc i odwrócić
uwagę od bólu. Badania były przeprowadzane co godzinę i cały czas mogłam liczyć
na pomoc pani położnej. W chwilach zwątpienia zagadywała mnie, co wtedy
wydawało mi się dziwne opowiadać o wyprzedażach
w lokalnym spożywczaku, jednak z perspektywy czasu wiem jak pomogło mi to nie
myśleć o coraz silniejszych skurczach. W każdym momencie wiedziałam co się
będzie działo, co może nastąpić za chwilę i nie czułam się samotna. To było
wszystko czego w tym momencie potrzebowałam. W chwili zmiany personelu podeszła
do Nas nowa Pani położna, która powiedziała, że będzie nad nami czuwać i razem
damy radę. Nie myliła się, już po niecałej godzinie kiedy rozpoczęła dyżur
pojawił się na świecie nasz synek. Dzięki wspólnej pracy i fachowemu podejściu
do sytuacji. Personel pomagał przy pierwszym dostawieniu synka do piersi,
pomogli ułożyć wygodnie na moim brzuchu i zanim się zorientowałam ktoś
przyniósł kanapki żebym mogła zjeść śniadanie. Wszystko odbywało się szybko ale
bez zbędnego zamieszania. Po 2 godzinach zostaliśmy przeniesieni do sali
poporodowej. Ja i moja mała rodzinka. I tutaj nie mogę powiedzieć złego słowa
na personel. Jak tylko synek zaczął płakać od razu pojawiała się pielęgniarka.
Jak miały odbyć się badania, informowano mnie o planowanych zabiegach jak np. badanie
słuchu. Podczas naszego trzydniowego pobytu w szpitalu zabrakło mi opieki
laktacyjnej. Jestem świadoma, że na wszystkie mamy jeden doradca laktacyjny to
za mało i ciężko podejść do każdej indywidualnie, ale w tym czasie bardzo
brakowało mi, aby ktoś pomógł mi podczas karmienia.
Przed
opuszczeniem szpitala przyszła do Nas Pani doktor, która spokojnie wytłumaczyła
nam jak dalej mamy postępować, na co mamy zwracać uwagę oraz co powinniśmy zrobić
w najbliższych kilku dniach po powrocie do domu. Po tej rozmowie oficjalnie
przekazano nam ubranego synka w foteliku samochodowym. META J
Reasumując mój
pobyt w szpitalu mogę zdecydowanie w skali od 0 do 10 ocenić na mocne 8.
Personel w znacznej mierze pomocny oraz życzliwy. Podczas porodu czułam, że
jestem pod opieką specjalistów. Po porodzie w każdej chwili mogłam liczyć na
pomoc pielęgniarek, które bardzo szybko pojawiały się w szpitalnej Sali.
Zdecydowanie mogę polecić Szpital w Pile każdej mamie, która zastanawia się którą
„porodówkę” wybrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz